Post #6 Blurb
13 lip 2025
. Im dłużej uczę się języków obcych, tym częściej odkrywam, że polski mimo całego swojego bogactwa ma pewne braki. Takim właśnie brakiem jest określenie na „blurb”.
Może warto zacząć od tego, co to jest blurb. Blurb to angielskie słowo określające to coś na tylnej okładce książki. I tak, świadomie używam określenia „to coś”, bo nie mam zielonego pojęcia, co to w zasadzie jest.
Streszczenie? Niekoniecznie. Streszczenie powinno w końcu opowiadać całą fabułę, a ostatnie, czego chcieliby czytelnicy, to spojler na okładce.
Opis? Teoretycznie można tak powiedzieć, ale mnie to jakoś nie pasuje. Opis książki kojarzy mi się raczej z tym, ile ma stron, na jakim papierze została wydrukowana i jak wygląda okładka.
Opis fabuły? Może nawet bym się na to zgodziła, gdyby nie to, że niektórzy umieszczają tam fragment powieści.
Reklama? Ale tak na produkcie? Reklama powinna być jakoś oddzielnie.
Także sami widzicie, że problem jest złożony. Jak ktoś zna na to dobre słowo, niech da znać, bo ja naprawdę nie wiem, co to jest.
Proponuję jednak odejść od samej nazwy i zająć się treścią. Co powinno być w takim blurbie? Fragment powieści, opis fabuły, rekomendacje od wydawnictw i innych pisarzy? A może pójść w kreatywne rozwiązanie?
Kawałek treści jest całkiem niezłym pomysłem. Daje możliwość zerknięcia na styl pisania autora i podjęcia decyzji, czy nam pasuje. Ciężko natomiast powiedzieć coś o ogólnej tematyce książki. Nietrudno z dramatycznej książki wybrać śmieszny akapit albo z zabawnej powieści coś, co przyprawia o ciarki na plecach, a tym samym wprowadzić odbiorcę w błąd.
Wierzę jednak w to, że taki fragment jest wybierany bardzo starannie i dobrze reprezentuje atmosferę powieści. Musi być na tyle ciekawy, żeby potencjalny czytelnik przestał być potencjalny i kupił książkę, pchnięty nieodpartą chęcią dowiedzenia się, jak doszło do tego, co właśnie przeczytał. Jedyne zastrzeżenie, które można tutaj mieć, to spojlerowanie wydarzeń w głębi powieści. Pytanie, czy jest to bardziej dokuczliwe niż opisanie przynajmniej początku zdarzeń w kilku zdaniach? To już kwestia preferencji.
Opis fabuły jest jednocześnie rozwiązaniem najlepszym z możliwych i niezwykle trudnym. Dlaczego jest ono takie optymalne? Z prostej przyczyny: autor uczciwie mówi, o czym jest napisana przez niego książka i czytelnik nie nabierze się na kupienie innego gatunku, niż się spodziewał. Orientuje się mniej więcej, o czym jest powieść, ale nie zna szczegółów. Wie na tyle dużo, żeby chcieć ją przeczytać i na tyle mało, żeby ta lektura była dalej interesująca. Skoro to takie dobre rozwiązanie, gdzie jest trudność? Po drugiej stronie. Ciężar wymyślenia tych kilku zdań bierze na siebie pisarz i nie jest on wcale mały. Większość książek jest opatrzona tego rodzaju blurbem i stworzenie go tak, żeby był porywający, do łatwych nie należy.
Decydując się na tę formę, autor ma dwie drogi: opisać początek powieści i zostawić czytelnika z wielką niewiadomą dotyczącą reszty albo nie zagłębiać się w fabułę, ale opisać wrażenia i atmosferę, jaka towarzyszyć będzie lekturze. Spójrzmy sobie może na przykłady.
„Kiedy Cliff Iverson próbuje – niestety bez powodzenia – zamordować swojego toksycznego szefa, zostaje niemal natychmiast zatrzymany. Jednak zamiast na posterunek policji, trafia do tajemniczej akademii, która zajmuje się wszechstronną edukacją w zakresie zabójstw. Studenci uczą się tu, jak najskuteczniej „usunąć” najbardziej zasłużoną ofiarę.
Na uczelni Cliff poznaje innych studentów: Dulcie Mown, słynną aktorkę, która chce usunąć reżysera torpedującego jej karierę, oraz Gemmę Lindley szantażowaną przez swojego szefa. Cała trójka planuje ukończyć swoje projekty dyplomowe – to znaczy: „zlikwidować" swoje cele.”
Blurb książki „Akademia zbrodni. Jak zamordować swojego szefa” Ruperta Holmesa
„Tropikalna wyspa, prawie raj. Tu ostre słońce opala turystów i oślepia ich na tyle, że nie dostrzegają mrocznego sekretu skrywanego przez mieszkańców. Kolorowe drinki oszałamiają owocowym smakiem i usypiają czujność przyjezdnych. Jak w tym egzotycznym miejscu odnajdzie się emerytowany angielski policjant? Co sprawi, że jego zawodowa intuicja będzie ciągnęła go nocą w głąb wyspy z dala od palonych na plaży pochodni?”
Blurb wyssany z palca, możecie nie szukać
Mam nadzieję, że to dobrze uwydatniło różnice. Osobiście nie mam faworyta wśród tych dwóch metod. Chętnie czerpię i z jednej, i z drugiej, a jako czytelnik najchętniej widzę na książkach coś pomiędzy, gdzie zarys fabuły rozmywa się potem w atmosferę powieści.
Referencje… z nimi to mam problem. Głównie dlatego, że korelacja między tym, co mi się podoba, a co krytycy oceniają pozytywnie, jest mizerna. To, że autor, którego powieści czytam, coś poleca, jeszcze nic nie znaczy. Nawet jeśli dobrze pisze, nie musi mieć zbieżnego ze mną gustu literackiego, prawda? Część uznanych klasyków uwielbiam, części nie znoszę. Podobnie ze współczesnymi książkami. To, że coś się dobrze sprzedaje albo że doczekało się ekranizacji, nic mi nie mówi. Nie potrafię ocenić, czy chcę przeczytać książkę, bazując na cudzych opiniach. Mogę posłuchać rekomendacji moich przyjaciół, bo oni przynajmniej trochę znają mój gust. Ale zaufać poleceniu jakiegoś obcego człowieka i to jeszcze wydrukowanemu z tyłu książki? Nie ma opcji.
To może kreatywne rozwiązanie? Tak! Przynajmniej dla mnie. Wiem, że część bardziej konserwatywnych czytelników może się ze mną nie zgodzić, bo uważa, że również zewnętrze książki powinno być ograniczone pewnymi zasadami, ale trudno.
Ten sposób pozwala najbardziej wyróżnić się z tłumu. Tego typu blurby zapadają w pamięć. Są oryginalne i pozwalają autorowi wyrazić swój styl bez drukowania na okładce fragmentu treści. Co można zaliczyć do takich kreatywnych rozwiązań? Powiedziałabym, że wszystko, co nie mieści się w pozostałych kategoriach. Fajnie działa parę zdań od głównego bohatera, jak na przykład:
„Słuchaj, patrz, milcz, jeśli chcesz żyć w spokoju...
Mówię im, że nazywam się Vis Telimus, że zostałem sierotą po tragicznym wypadku trzy lata temu i że tylko łut szczęścia sprowadził mnie do elitarnej Akademii Catenu. Mówię im, że po ukończeniu szkoły z radością dołączę do reszty cywilizowanego społeczeństwa, pozwalając, aby moja siła, mój zapał i moje skupienie – to, co nazywają Wolą – zostały oddane tym, którzy są nade mną. Tak jak dzieje się to od zawsze.
Mówię im, że należę do nich i oni mi wierzą.
Ale prawda jest taka, że zostałem wysłany do Akademii, aby odkryć sekrety, które mogą zburzyć Republikę.
Aby przetrwać, będę musiał udawać jednego z nich. Ale nigdy, przenigdy nie oddam swojej woli imperium, które zabiło moją rodzinę.”
Blurb książki „Wola wielu. Tom 1” Jamesa Islingtona
Ale to wszystko tylko tak pięknie brzmi. Generalnie ciężko jest wziąć książkę ze sklepowej półki i zdecydować, czy chce się ją przeczytać. Mnie to idzie bardzo kiepsko. Moim rozwiązaniem jest czytanie wszystkich publikacji autora, którego lubię i niepatrzenie nawet na ich opisy. Nie jest to metoda nieobarczona ryzykiem, już parę razy zdążyłam się rozczarować. Ale za to powieści, które były świetne, nie zaspojlerowało mi absolutnie nic. Gorzej, jak przeczytam już wszystkie dzieła owego autora i muszę sobie znaleźć następnego. To jest dopiero wyzwanie.
Nie ma jednej, uniwersalnej metody na wybieranie nowych książek. Nie ma jej też na napisanie dobrego blurba. Jest jednak żelazna reguła, której nie należy naginać: nie niszczymy zwrotów akcji.