Post #8 No nie!
19 sie 2025
Dla tych, którzy nie przybywają tu z Instagrama, krótkie wprowadzenie. Niedawno natknęłam się na rolkę Studia Accantus. Jeśli, drogi Czytelniku, nie kojarzysz tej nazwy, serdecznie polecam wpisać ją na YouTube zamiast w Google’a. Przeczytanie, że jest to studio zajmujące się nagrywaniem polskich wersji piosenek z filmów i musicali nie odda, jak dobrze to robią. Poważnie, kto słuchał, ten wie.
Wróćmy jednak do meritum. Rolka była na temat pewnego niuansu tłumaczenia piosenki, którego nikt nie zauważył, a z którego autorzy byli zbyt dumni, żeby się nim nie podzielić. Oglądam i myślę sobie „Oto jest dowód, że mam rację, że twórcy chcą opowiedzieć znacznie więcej, niż odbiorcom może się wydawać!”
Tłumaczenia Studia Accantus są naprawdę dobre, nierzadko lepsze niż oficjalna polska wersja. Nie przesadzę, jeśli powiem, że fani słuchają ich piosenek dziesiątki, a nawet setki razy. Uczą się na pamięć całych utworów i rozkładają je na czynniki pierwsze. Może się wydawać, że po tak wnikliwej, wręcz naukowej analizie, piosenka nie ma prawa skrywać w sobie już żadnych tajemnic. A jednak. Było coś, o czym trzeba było opowiedzieć z własnej inicjatywy, bo nikt nie zapytał.
Jest to dla mnie niezbity dowód na to, że mój tok myślenia jest słuszny. Autorzy potrzebują przestrzeni, żeby opowiadać o procesie tworzenia. Chcą odpowiadać na pytania dotyczące ich dzieł, które tylko oni sami wiedzą, że należy zadać.
My jako odbiorcy patrzymy na książkę (ale też na film czy piosenkę) bardzo powierzchownie. Mimo najszczerszych chęci i zafascynowania tematem, nigdy nie będziemy w stanie poznać dzieła tak dobrze, jak zna je jego twórca. Możemy stwierdzić, że jest ono genialnym dziełem sztuki, najlepszym przedstawicielem swojego gatunku, a i tak nie dostrzeżemy tego jednego szczegółu, z którego autor jest najbardziej dumny. Owszem, docenimy twór jako całość i dopasowanie wszystkich elementów tak, by trwały ze sobą w harmonii, ale nie zgadniemy, że akurat nad tą sceną, dialogiem czy linijką pisarz spędził kilka dni, przeszedł szereg załamań nerwowych i stłukł cztery szklanki, zanim wreszcie doszlifował ją tak, by wpasowała się w całość niczym fragment układanki. A gwarantuję Wam, że właśnie z elementów okupionych straszliwym wysiłkiem jesteśmy najbardziej dumni. Z tego, że mgliste zarysy wyobraźni udało się wepchnąć w ramy słowa i oddać to, co dotąd było tylko wrażeniem.
Zachęcam, naprawdę zachęcam wszystkich, którzy coś tworzą: opowiadajcie o tym. Gotowy produkt odbiorca oceni sam, ale zapoznanie się z procesem jego powstawania może sprawić, że naprawdę go doceni. To jedyna metoda, żeby zwrócić jego uwagę na to, co dla Was ważne. Niech wie, co działo się za kulisami. Uświadomcie mu, że stworzenie czegoś nie polega na machnięciu magiczną różdżką. Wymaga potu i nieprzespanych nocy. Niech wie, dlaczego zrobiliście to tak, a nie inaczej, nie zastosowaliście półśrodków albo zdecydowaliście się na dłuższą drogę. Wielu odbiorców to właśnie interesuje, ale nie wiedzą nawet, jak sformułować pytanie. No bo jak zapytać, dlaczego to jest tak dobre?
Z tym Was zostawiam, a na ręce wszystkich z Accantusa składam serdeczne podziękowania za inspirację do napisania tego posta.
