Post #10 „Wyścigi” – recenzja

17 wrz 2025

               Nie jest żadną tajemnicą, że jedną z moich ulubionych pisarek wszechczasów jest Joanna Chmielewska. Gdyby ktoś kazał mi wybrać jedną książkę jej autorstwa i określić ją jako najlepszą, słowo honoru, nie umiałabym tego zrobić. Sprowadzenie całego jej dorobku literackiego tylko do jednej powieści i oparcie na niej całego polecenia, byłoby niewybaczalną zbrodnią. Dlatego będę pisać sukcesywnie (acz nieregularnie, od razu uprzedzam) o wszystkich jej tytułach, które zapadły mi w pamięć. A zaczniemy od „Wyścigów”.

               Czy jest to książka dla każdego? I tak, i nie. Tak, bo każdy ją może przeczytać. Nie, bo nie każdy wybuchnie do niej miłością. Główny zarzut, z jakim dotąd miałam do czynienia, to że w tej powieści jest za dużo o wyścigach. Dla jednych zaleta, dla drugich wada. Ja osobiście bardzo lubię, kiedy książka, która obejmuje jakąś profesję czy środowisko opisuje je rzetelnie i widać, że autor posiada fachową wiedzę na ten temat. Dzięki temu, mogę poznać nie tylko ciekawą historię, ale także zajrzeć w codzienność grupy ludzi, z którą nie mam nic wspólnego. Nie wszyscy to lubią, rozumiem. Ja też mam zawody, których dzień powszedni totalnie mnie nie interesuje. Wtedy po prostu takich teksów nie czytam i po temacie.

               Co mnie urzekło w tej powieści? Absolutna autentyczność i bezkompromisowość, z którą autorka oddaje atmosferę służewieckiego toru wyścigowego. Łączące wszystkich maniactwo powoduje wybuchy skrajnych emocji, a przekonanie o własnej racji nie pozwala z pokorą przyjąć porażki. Triumf jest równie rzadki, co zaskakujący, nawet u tych stawiających na murowane pewniaki. Serdeczne stosunki między zatwardziałymi graczami pokazują, że lepiej o predykcje wyniku kłócić się w dobrym towarzystwie, niż milczeć w samotności.

               Sama intryga kryminalna jest ciekawie pomyślana. Po pierwsze, ma ogromny wpływ na życie całego toru wyścigowego i gdzieś na drugi plan schodzi znalezienie mordercy. Po prostu odkrycie, kto zabił średnio lubianego pracownika jest zdecydowanie mniej istotne niż to, na którego konia postawić w związku z jego śmiercią. Śledztwo nie wytrzymuje konkurencji konsekwencji zdarzenia i chociaż całe trybuny nie mówią o niczym innym, wszystko i tak się sprowadza do jednego pytania: kto wygra gonitwę?

               Śledczy mają utrudnione zadanie, bo wszyscy gracze nabierają wody w usta albo dostają nagłej amnezji. Gdyby nie cywilna wtyczka, nigdy w życiu nie ruszyliby z miejsca. No i jak tu chronić następne potencjalne ofiary, skoro jeźdźcy i pracownicy zarzekają się, że są ślepi, głusi, a w dodatku kryształowo uczciwi?

               Gdybym miała określić styl, w jakim została napisana ta książka, powiedziałabym po prostu, że jest to styl Chmielewskiej. Narracja jest lekka i zabawna, a zaistniałe zdarzenia opisane ze sporą dozą ironii. Dialogi zostały żywcem wyciągnięte z toru wyścigowego, a same wypowiedzi bohaterów są pozbawione sztucznej pompatyczności. Bezpośrednio, wprost i bez zbędnych grzeczności, czyli tak, jak sami rozmawialibyśmy z bliskimi przyjaciółmi. Narracja elementów kryminalnych jest poprowadzona żartobliwie i z przekąsem. Na próżno szukać tu krwawych scen wywołujących ciarki na plecach.

               Cóż mogę powiedzieć w ramach podsumowania? Polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę na zabawny kryminał i chciałby choć na chwilę zajrzeć na warszawski Służewiec bez konieczności opuszczania wygodnej kanapy. A, no i polecam wszystkim tym, którzy chcieliby się dowiedzieć, o co u licha w tych wyścigach chodzi i jak się obstawia.