Post #12 O co chodzi z opowiadaniami

17 lis 2025

               Nie rozumiałam istoty opowiadań bardzo długo. Zdawało mi się, że jeśli pisarz jest dobry, jego teksty powinny być jak najdłuższe. Okazało się, że nie miałam racji.

               Z opowiadaniami zapoznałam się na własną rękę stosunkowo niedawno. Tych, które kazali nam czytać w szkole nie liczę. Umówmy się, że w przypadku lektur głównym problemem jest to, czy człowiek wyrobi się z czytaniem w terminie. Mało kto zastanawia się nad tym, jaki wpływ na odbiór tekstu miała jego długość. Sukcesem jest, jak zapamięta się kluczowe elementy treści i nie trzeba powtarzać sprawdzianu.

               Wracając do meritum, byłam wtedy w gościach na działce. Jak to bywa w takich przypadkach, wszyscy się gdzieś rozleźli, a ja na coś czekałam. Czy mieliśmy gdzieś iść, czy robić jakieś jedzenie, nie pamiętam. Grunt, że mi się nudziło. Czasu nie było aż tyle, żeby zająć się czymś sensownym. Najlepiej byłoby po prostu wziąć telefon i radośnie zmarnować te kilkanaście minut, oglądając głupoty. Telefonu pod ręką nie było. Była za to książka. Popatrzyłam na nią krytycznie „To, co najlepsze w SF” tom 4. Jest sens w ogóle do niej zaglądać, skoro nie czytałam poprzednich trzech? Co to w zasadzie jest? Jakiś przegląd powieści? Może chociaż wymienią dobre tytuły i potem będę wiedziała, co czytać?

               Ostatecznie sięgnęłam po książkę. Wystarczyło ją przekartkować, żeby zorientować się, że nie jest żadnym przeglądem literatury, a zbiorem opowiadań. Zaczęłam czytać pierwsze z brzegu. Skończyłam akurat, kiedy minęło te kilkanaście minut przeznaczone na czekanie. I wtedy dotarło do mnie, że to jest genialne.

               Spojrzałam na opowiadania zupełnie inaczej. Nie jak na szkic jakiegoś pomysłu, niedokończoną historię, brak umiejętności pisarskich, ale jak na pełną historię. Opowieść, która zajmuje raptem kilka stron, bo tylko tyle jej potrzeba, żeby wyczerpać temat. Autor chce nam opowiedzieć o konkretnym wydarzeniu, o konkretnej chwili z życia bohaterów. Nie chce rozpraszać naszej uwagi żadnymi zbędnymi szczegółami. Nie potrzebuje opowiadać nam przez kilka rozdziałów o przeszłości postaci ani z detalami wyjaśniać, jak znalazły się w obecnej sytuacji. Dostajemy tylko ten krótki moment, przez który możemy wejrzeć w fikcyjny świat. Nic przedtem i nic potem, jakbyśmy oglądali jedno wspomnienie.

               Jest to bardzo intensywna, ale i bardzo intrygująca forma doświadczenia literackiego. Zapada na długo w pamięci i robi duże wrażenie, mimo swojej niewielkiej objętości. Część z opowiadań jest tak krótka, że strukturą bardziej przypomina nowelę. Ale jest to tylko dowód na to, że liczy się jakość, a nie ilość. Można trafić na wspaniałą 1000-stronicową powieść, można trafić na fascynujące opowiadanie, które zajmuje kilka kartek. Nie należy z góry zakładać, że powieść będzie lepsza, bo jest dłuższa, ani że opowiadanie będzie ciekawsze, bo jest bardziej skoncentrowane. Trzeba przestać wreszcie porównywać ze sobą te dwie formy, bo podlegają one zupełnie innym zasadom. Co innego mają na celu, niosą ze sobą inny ładunek emocjonalny i żadne z nich nie jest ani przegadane, ani wybrakowane.

               Wniosek? Powieść to nie lanie wody, a opowiadanie to nie brak pomysłu. Doceńmy opowiadania za ich formę, za to, że możemy poznać fragment fikcyjnego świata z taką samą intensywnością, z jaką męczy on autora. A także za to, że towarzyszą nam wtedy, kiedy mamy mało czasu, ale potrzebujemy oderwać się na chwilę od rzeczywistości, za to, że umilają nam jazdę autobusem, a kiedy wysiadamy, może przemyśleć całą historię od początku do końca, nie zastanawiając się, co będzie dalej.

               I jeszcze ostatnia sprawa. Proszę, nie dajcie sobie wmówić, że jesteście niewystarczająco dobrzy, bo piszecie opowiadania zamiast powieści. To, którą formę wybieracie, nie definiuje Waszej jakości jako pisarzy. Najważniejsze, żeby Waszą wenę twórczą dało się przekazać w jak najbardziej autentyczny sposób. Czytelnikom naprawdę bardziej zależy na tym, żeby wejrzeć w ten świat tak, jak Wy go widzicie, niż żeby zamiast czterech stron dostać czterysta. Kupcie zbiór opowiadań, przeczytajcie go. Może wtedy spojrzycie na opowiadania łaskawszym okiem, bo naprawdę warto.

PS. Jeśli komuś kiedyś wpadnie w ręce „To, co najlepsze w SF” tom 4, polecam opowiadanie „Rok Myszy”.