Post #7 Dla fabuły
30 lip 2025
Szczerze? Kiedy pierwszy raz usłyszałam to sformułowanie, stwierdziłam, że jest głupawe. Żeby nie powiedzieć idiotyczne. Po przemyśleniu sprawy doszłam jednak do wniosku, że wcale tak nie jest. To są te dwa słowa, które trafiają idealnie w sedno problemu.
Dla niewtajemniczonych krótkie wyjaśnienie. Robić coś „dla fabuły” oznacza podjęcie jakiegoś działania w celu urozmaicenia sobie życia. Tak, żeby się coś działo i można było później sypać na imprezach ciekawymi historyjkami, a nie tylko narzekać na zatłoczone autobusy.
Moje pierwsze skojarzenie – robienie rzeczy bez sensu. Za każdym razem, kiedy słyszałam, że ktoś robi coś „dla fabuły” miałam przed oczami jakąś piramidalną głupotę, której nikt przy zdrowych zmysłach nawet by nie brał na poważnie. Robić coś tylko po to, żeby urozmaicić codzienność? Żeby coś się działo? Bez celu? No przecież to nie ma sensu… a jednak.
Nie będziemy tutaj rozważać, czy takie działania są faktycznie dobrym pomysłem ani gdzie leży granica między odwagą a głupotą. Rzeczywistość zostawmy w spokoju, niech się nią zajmie ktoś inny. My przeniesiemy się do świata fikcji literackiej i zastanowimy nad tym, jak precyzyjnie określenie „dla fabuły” obrazuje to, z czym zmagają się na co dzień pisarze.
Pomysł na tekst nie zawsze pojawia się jako spójna całość. Czasem są to pojedyncze sceny, które same w sobie są dobre, ale nie mają za wiele wspólnego ze sobą nawzajem. Trzeba je jakoś zlepić. Sprawić, że bohater całkowicie zmieni krąg towarzyski, pojedzie na drugi koniec świata albo zgoli głowę na łyso. Brzmi głupio? A jednak to jest prawdziwy problem.
Wyobraźmy sobie, że nasz główny bohater musi odbyć szczerą rozmowę ze swoim bratem, którego nie widział od ostatniej awantury w domu rodzinnym. Mało tego, że panowie muszą porozmawiać, autor wymyślił sobie, że musi to być w środku nocy podczas jazdy leśną drogą. Dzięki temu zamiast jednego problemu, mamy dwa. Po pierwsze, co takiego musiało się stać, żeby dwóch skłóconych braci zdecydowało się na wspólną jazdę samochodem? A po drugie, dokąd u licha oni jadą? To wcale nie są trywialne pytania. Nie możemy ich wsadzić do tego samochodu tak po prostu i kazać im jechać przed siebie. Oni muszą się tam znaleźć z jakiegoś powodu, a ich wycieczka musi mieć cel.
Byli na rodzinnym pogrzebie i jeden z nich gdzieś przy grobie zgubił pamiątkową zapalniczkę. Pojechałby, ale pił (jak wszyscy) i jedyny trzeźwy jest aktualnie jego brat, który po prośbach i namowach ostatecznie zgadza się zrobić ponownie trasę na cmentarz.
Zetknęli się ze sobą przypadkiem na polu zawodowym. Oględziny terenu przeciągnęły się i kiedy mieli wreszcie wracać do domów, okazało się, że samochód jednego z nich nie chce odpalić. Próby odpalenia pojazdu trwały tak długo, że zapadł zmrok. Ostatecznie zdecydowali się pojechać razem.
Ewentualnie spróbujmy przeanalizować inny problem. Mamy główną bohaterkę, która w związku z wieloma zbiegami okoliczności zaczęła się zastanawiać, czy jest dla swojego ukochanego faktycznie tak ważna, jak dotąd jej się wydawało. Jak można lepiej udowodnić czytelnikowi trwałość jego uczuć niż wysyłając go, by uratował ją z walącego się budynku? No dobrze, ale jak ją tam umieścić? Ludzie z reguły nie mają tendencji do błądzenia po budowlach przeznaczonych do rozbiórki.
Wychodziła z domu na spacer z psem, a on akurat zdecydował się przyjechać do niej w jakieś sprawie. Najlepiej merytorycznej. Może… przywiózł próbki tortu weselnego. Wysiadając z samochodu, zobaczył, jak pies wysuwa łeb z obroży i goni za kotem. Jego narzeczona ruszyła w pogoń, a on ruszył za nią. Kot wbiegł do domu w sąsiedztwie, który został wybudowany tak dawno temu, że nikt już nie pamięta, kto wpadł na ten koszmarny pomysł. Na szczęście nie przeszedł kolejnej inspekcji budowlanej i wreszcie nie będzie niszczył krajobrazu.
Albo może nasza główna bohaterka przeczytała w internecie, że kino, w którym była na pierwszej randce ze swoim ukochanym zostaje przeznaczone do rozbiórki i chciała odwiedzić je jeszcze raz? Jej chłopak natomiast przejeżdżał tamtędy w drodze powrotnej z warsztatu samochodowego. Też słyszał o planowanym wyburzeniu i aż mu się zimno zrobiło, kiedy zobaczył jej samochód na parkingu pod budynkiem.
Wniosek jest następujący. Nie tak łatwo zmusić ludzi do robienia rzeczy bez sensu. Nie tylko tych prawdziwych, ale także tych fikcyjnych. W obliczu całkowitej desperacji można sięgnąć po koło ratunkowe w postaci osoby, która kazała coś zrobić naszemu bohaterowi, nawet coś, co z logiką nie ma za wiele wspólnego. Osobami, które całkiem nieźle sprawdzają się w takiej roli, są szefowie, nauczyciele albo członek rodziny, któremu nie można się narażać, bo zostawi po sobie pokaźny spadek.
Ta metoda jest kusząco prosta, ale nie należy jej nadużywać. Ciąg przyczynowo skutkowy powinien być spójny, a bohaterowie obdarzeni chociaż śladowym rozsądkiem. Brak logiki od pewnego poziomu będzie dla czytelnika nie do strawienia, a niedecyzyjny główny bohater będzie przypominał reklamówkę na wietrze. Także powtarzam: korzystać tylko w obliczu skrajnej desperacji.
Skoro już wiecie, przez co musi przechodzić autor budujący fabułę powieści, może docenicie kunszt i wysoki poziom kombinatorstwa, który pozwolił pracownikowi metra znaleźć się na afrykańskiej pustyni, by tam mógł spotkać kulawego wielbłąda.